24 grudnia 2013

Wesołych Świąt

Niech się spełnią świąteczne życzenia,
te łatwe i trudne do spełnienia.
Niech się spełnią te duże i te małe,
te mówione głośno lub wcale.
Niech się spełnią te wszystkie krok po kroku,
niech się spełnią w Nowym Roku!

 

10 listopada 2013

Nie będę świętować

Tak, jutro jest Święto Narodowe. Ale co świętować skoro Polska nie jest wolną?
Kilka dni temu na własnej skórze przekonałam się,  która nacja rządzi w Polsce. Skoro ta nacja mówi że beret nie jest nakryciem głowy a kapelusz jest, to znaczy że się nie znam na nakryciach głowy.  Skoro ta nacja mówi że sukienka w rozmiarze L jest odzieżą, a spodnie w  rozmiarze M nie są odzieżą, to znaczy że się czepiam bezpodstawnie. Skoro ta nacja mówi że truskawka jest warzywem a kapusta a owocem, to tak ma być i koniec.
I  urzędnik to potwierdza. Ba, wydaje decyzje, dla Polaków krzywdzące, niezgodne z przepisami obowiązującymi w danej sytuacji, odrzuca skargę.  I grozi rozwiązaniem umowy która została zawarta wiele lat temu. Byle by tylko przypodobać się owej nacji. Oczywiście nie za darmo jak mniemam. Za darmo to by się nie narażał, gratyfikacja musiała być odpowiednia.


11 października 2013

W autobusie

Tak w nawiązaniu do postu Dziecko w autobusie naszły mnie inne refleksje.
Wracam z pracy do domu,  autobus ciasny jak .. . , normalka.  Ktoś widać wychodzi, bo wstaje, zwalnia się miejsce i nie ma chętnych by usiąść. Rozmawiają sobie dwie panie, sąsiadki pewnie, i ta młodsza wręcz zmusza tę starszą by usiadła.no, wolne miejsce niektórych w oczy uwiera chyba.  I niby jakoś "niechcący" wywiązuje się dyskusja na temat młodzieży. Że taka niewychowana, od drzwi już się przepycha żeby się wygodnie rozsiąść.
Moje spostrzeżenie jest inne, ludzie są różni, niezależnie od wieku, jedni pędzą do wolnego siedzenia, inni  nad tym wolnym siedzeniem stoją, bo tak chcą,
Wracam do tematu: dyskusja się rozwija, starsza pani (ta przymuszona) broni młodych :), że młodzi też bywają zmęczeni, że czasem chorzy, albo słabi,  ale siedząca obok taka ok. 40 jedzie po młodych równo, jak to się rozpychają, jacy wygodni, jak to starszych nie przepuszczą, nie uszanują.
Nie wytrzymałam i pytam: "a przepraszam. kto tych młodych wychował, z kosmosu się wzięli czy są to nasze własne dzieci?"
No i  mi się oberwało od tej 40 - "moje takie nie są, moje są dobrze wychowane!". Pytam skąd to wie, jakie są, gdy ona nie widzi". "Bo to moje, a troje mam!".
Ręce i nogi opadają.  Wniosek jeden : wszyscy młodzi są niewychowani, jej tylko ideały. Mówiła że ma troje, a ja widzę że młodzież ogólnie nie jest taka zła. Więc czyje te dzieci są? 


5 października 2013

Plucie na zapas

Kilka dni temu WP dała przedruk artykułu z pewnej szmatławej gazety,  że pewna wdowa po senatorze PiS boi się. Bo ma dzieci z in vitro. I boi się złych słów, które MOŻE usłyszeć kiedyś w kościele. " Ja się teraz boję chodzić do kościoła. Szczególnie z dziećmi. Nie chcę, żeby usłyszały, że są dziećmi Frankensteina – mówi .... , wdowa po senatorze PiS ....., matka dwójki dzieci z in vitro, w rozmowie z "Newsweekiem". A na koniec taka podsumowanie "Choć przyznaje, że nigdy nie słyszała w kościele podobnych słów, obawia się, że kiedyś mogą one paść"
Ludzie.... ale to trzeba być wrednym, zakłamanym,  fałszywym człowiekiem, żeby tak szczuć. Ot, na wszelki wypadek. Bo może kiedyś coś ktoś.Nikt nigdy jej tego nie powiedział, ale ona się boi na zapas. Pluje na wszelki wypadek !!! I boi się tylko, że w kościele, a nie na ulicy, nie w szkole, nie od sąsiadów, nie od kuzynki czy swojego kochanka.
Dzięki niej każdy w Polsce się dowiedział, bo do tej pory było to tajemnicą, nawet nikogo baba to nie interesowała.  I to ona zafundowała swoim dzieciom ten ewentualny horror. I to ona szczeka na cały świat, nikt inny.
Dziwne,  że w ogóle nie boi się wychodzić z domu. Przecież też może jej się coś stać, gołąb nasrać, albo doniczka zlecieć z ósmego piętra, albo może wpaść do wykopu albo .... W ogóle to się dziwię że nie boi się pić wody, przecież też może ktoś zatruć, że nie boi się oddychać,  powietrze jest śmierdzące i zatrute,  albo że nie boi się swoich sąsiadów, przecież jest prawdopodobieństwo że któremuś odbije.
Dziwne że nie boi się wypuścić dzieci z domu, wysłać do szkoły czy przedszkola. Przecież do końca życia one będą narażone na kontakty z inny ludźmi. Ale baba boi się tylko słów, które ew. może usłyszeć w kościele.
Znam osoby nie związane z kościołem, niektórzy są  nawet nieprzychylni księżom,  ale również też są przeciwnikami in vitro.Czy oni są zdolni nazwać jej dzieci potworami?Sądzę nikt by tak nie nazwał.

Dla mnie jest dziwne to co baba opowiada, bo nigdy nie słyszałam nic złego na temat tych dzieci w kościele, jeśli już, to o moralnych wątpliwościach co do metody, a to jest zasadnicza różnica.
Co dziwniejsze, określenie "dzieci  Frankensteina" spotkałam kilka razy, ale słowa te padały tylko od tych, co zwalczają kościół w Polsce. No i teraz ta "mama" nazwała tak swoje dzieci. Po co? Dla własnego rozgłosu? Dla szkalowania?
Jak można nam, katolikom wkładać w usta słowa, których nie wypowiadamy? Że raz kiedyś jakiś człowiek powiedział? Ktoś nieodpowiedzialny powiedział, po co rozpowszechniać? 
Ba, to nie daje prawa tej matce by tak nazywać własne dzieci.
I jeszcze mnie dziwi, po co ona chce chodzić do kościoła??? Przecież nie ufa księżom, kościoła nienawidzi, a Boga ma za nic.No po co ona chce tam iść????
Ile ta mamuśka dostała za wywiad? Bo przecież nie opluwała by własnych dzieci za darmo, prawda?

27 września 2013

Przerażające prawo do zabijania w Polsce.


Polskie prawo pozwala zabijać nienarodzone dzieci. Ba, nawet pozostawia morderców bezkarnych, bo działają w ramach oszczędności na leczenie chorych, w imię wygody matek, czy źle pojętej wolności osobistej kobiety.
Zastanawiam się, czy ci, którzy uchwalili takie prawo są jeszcze ludźmi czy już zwierzętami. Czym kieruje się kobieta, która skrobankę uważa za sposób na regulację urodzin, wrzeszczy  "mój brzuch, mam prawo robić z nim co chcę"? Brzuch i owszem, ale w brzuchu jest człowiek. Bo niby jak to jest według takiej morderczyni, w brzuchu to zbiór komórek , a za 5 minut,  po urodzeniu już dziecko?
Skoro kobieta daje zgadza się na współżycie, to dopuszcza możliwość zapłodnienia. Nie dopuszcza? To i faceta niech do siebie nie dopuści, nie zajdzie w ciążę.
I nie oszukujmy się, niewiele jest ciąż z gwałtów, więc ten argument nikogo rozumnego nie przekonuje. Poza tym, cóż winne jest dziecko spłodzone w ten sposób? Cóż winna ofiara? Ale dziecko musi mieć prawo do życia, a kobieta musi sobie jakoś poradzić, chociaż trauma po gwałcie zostaje do końca życia. Nawet rozumiem, że matka nie może tego dziecka pokochać,  nie chce przyjąć, odrzuca i nienawidzi. Szanuję ten ból.
Uważam mimo wszystko, że każdy ma prawo do życia, takie dziecko również.
Nie wolno zabijać nikogo. Od prawa do zabijania dzieci nienarodzonych, już krok do zabijania ludzi starych, chorych, ułomnych. Czy wprowadzimy ludobójstwo jak Hitler,dla czystości rasy?
A co dziwne, gdy wydarzy się tragedia, jakaś "matka" zabije noworodka, wyrzuci do śmietnika, czy jakiś ojciec zakatuje malucha, podnosi się ogromne larum, organizuje się marsze, protesty, woła o karę dla mordercy.Wtedy to  nawet te kobiety  po wielu skrobankach ujawniają niby ludzkie oburzenie, że niby są takie wrażliwe, rzucają słowa potępienia dla sprawców morderstwa. A na czym polega skrobanka? Dla zabicia sumień nazywa się to aborcją, nawet zdrobniale zabiegiem, przecież każdy wie że to, morderstwo, tym gorsze, że w majestacie prawa.
Jeśli ktoś popiera zabijanie nienarodzonych, jest potencjalnym mordercą. Jest zdolny zabić sąsiada bo za głośno słucha radia, , koleżankę bo jest ładniejsza,  matkę, ojca, urodzone już dzieci - bo przeszkadzają w wygodnym życiu.
Pozwolenie na zabijanie, oto czego się doczekaliśmy, jak kilkadziesiąt lat temu. Wniosek? A co na to rząd? Dziecko chore to obciążenie dla rodziny, to również niewielkie obciążenie dla budżetu, bo obecny rząd niewiele inwestuje w obywateli. I dla tych oszczędności zezwala się na mordowanie.

22 września 2013

Lecą z drzewa jak dawniej kasztany

To z dzisiejszego spaceru :)
Jesień wciąż jest piękna, jak co roku, nie da się zaprzeczyć. Uwielbiam kasztay i cieszę się gdy choć kilka znajdę w trawie.

Znów mnie nie było długo, obiecuję sobie że będę regularnie zaglądać, pisać komentować, ale zawsze są ważniejsze sprawy, pilniejsze zajęcia, w głowie mam myśl "pilnuj tego, z czego masz chleb, nie rozpraszaj się". No i pilnuję, zaniedbując siebie. Ale wciąż mam nadzieję że będzie lepiej, że wreszcie odpocznę od codziennych przykrości i przyziemnych kłopotów finansowych, że bez położę się wieczorem spać i bez obawy wstanę rano. Bez obawy o przyszłość.
Trzymając w ręku te kasztany czuję się lepiej, dają mi siłę. Bo przecież kasztany wydzielają dobrą energię.
Oczywiście można mieć w kieszeni dwa kasztany, kilka w domu. Ale nie cały worek, w nadmiarze mogą być szkodliwe.

15 września 2013

Czym jest dla mnie sen?

Przede wszystkim ma być normalnym stanem, odpoczynkiem, regeneracją. Ale tak nie jest. Jest ucieczką od rzeczywistości, ucieczką przed realnym światem, ucieczką od kłopotów.
Od Wielkiego Wybuchu śpię żeby zapomnieć. Żeby oderwać się od rzeczywistości, uciec. I dlatego łykam te nieszczęsne tabletki, zwykle najmniejszą dawkę, ale bywają dni że wzmacniam. I dobrze, to mi pozwala przespać w miarę nieprzerwanie te 7 czy 8 godzin. Ale bywają takie okresy, gdy tabletki pozwalają zasnąć na 12, 14 godzin, czasem 16, przespać cały ponury, beznadziejny dzień. Zwykle to jest w soboty, niedziele, gdy nie mam obowiązków, jestem sama, gdy  nic nie muszę. Budzę się, piję kawę, coś zjem, kładę się dalej. Żeby szybciej minęło, żeby wrócić do pracy, żeby nie myśleć. Wiem, wiem. Mam dużo pracy, mam też mnóstwo pomysłów, które czekają na zrealizowanie, teraz jest podobno najlepszy czas. Ale nie umiem przerwać koła obłędu, nie umiem wziąć się za coś większego, co by wymagało skupienia i uwagi, za projekt na długie dni, może tygodnie. Robię drobiazgi, bo łatwo je odłożyć na bok, wrócić do nich za kilka dni albo nawet wyrzucić, gdyby zmienił się zamysł, albo bym zapomniała pierwotnego planu. To prawda, pozwalam żeby dni przeciekały mi przez palce, by czas się spełniał, bez planów, bez nadziei, bez przyszłości. 
I jeszcze noce, tabletki biorę żeby zasnąć przed 22, a i tak meczę się do północy, czasem do pierwszej albo drugiej godziny. Tej nocy zasnęłam po drugiej, pomimo tabletki, a dzisiaj.... Wstałam po 9 godzinach, czuję się rozbita, senna, mimo to postaram się jakoś przetrzymać do obiadu.
Najgorzej jest wtedy, gdy narastają trudności, gdy przerasta mnie życie, daje kopa i spadam na twarz. Gdy wszystko idzie normalnie, i jak działam normalnie, wstaję z radością, z chęcią idę do pracy.
Plan na dziś: jakoś przetrwać do jutra. Z podkreśleniem słowa "jakoś". 

27 lipca 2013

Leniwa sobota

Dzisiaj mam zupełnie leniwy dzień, pierwsza wolna sobota od ponad półtora roku. Toteż faktycznie odpoczywam, nigdzie dziś  nie wychodzę, bo też temperatura +35 raczej nie skłania do spacerów, przynajmniej mnie nie skłania. Nieprzyzwyczajona jestem do sobotniego lenistwa, postanowiłam więc naprawdę świętować. I chyba mój organizm to zrozumiał, bo obudziłam się zbyt późno jak dla mnie, przespałam prawie jedenaście godzin, chyba rekord (bez wspomagaczy). Leniwie zjadłam śniadanko, później znów wylegiwanie z szydełkiem w ręku i przed telewizorkiem.
Obiad zaliczony, teraz kawa i coś dobrego. Pieczenie kurczaka w taki upał jak dziś to przesada, wiem. Ale chciałam uczcić specjalnie to swoje święto, jakim jest dzisiejsza wolna sobota.  I nawet deser zrobiłam,  ha!
Wreszcie mam czas poczytać ulubione blogi.
A to mój dzisiejszy produkt:

14 lipca 2013

Drugi tydzień też minął

A u mnie wahania nastroju, czasem jestem w potwornym dołku, a czasem rozpiera mnie energia. Oczekuję stabilizacji, bo od kilku lat moje życie to niepowodzeń. Będzie wreszcie ona ( ta stabilizacja) czy nie będzie?
I kiedy wreszcie?


7 lipca 2013

Pierwszy tydzień minął

Jestem w nowym miejscu, moje życie toczy się spokojnie, chociaż nie bez trudności. Wydawało mi się że będzie lepiej, że kłopoty zaczną się oddalać, że wreszcie wyjdę na prostą. A tu .... klapa, jest gorzej niż myślałam. Co prawda znajomi pocieszają że to chwilowe, że z powodu wakacji, ale ja ciągle się zamartwiam.
Czekam na poprawę.

28 czerwca 2013

Idzie nowe....

Drugie, trzecie, czwarte? Już nie potrafię zliczyć ile razy zaczynałam od nowa. Więc postanowiłam, podjęłam decyzję, podpisałam umowę, niech będzie co ma być.

23 czerwca 2013

Burza

Dzisiejszej nocy przeszła nad moim domem burza i ulewa. Nie tylko nad moim domem zapewne, ale ja o sobie przecież piszę :)
Lubię burzę, lubię ulewę, gdy jestem w domu, we własnym łóżku, a zegar pokazuje że mam jeszcze kilka godzin snu przed sobą. Lubię te błyskawice i nawet nie muszę chować głowy pod kołdrę jak kiedyś, w dzieciństwie.
Popołudniową burzę lubię też  gdy siedzę filiżanką swojej kawy, z kawałkiem ciasta na deser.
Jakieś anomalie się teraz dzieją,  burza i ulewa robi więcej szkód niż kiedyś, jak już pada deszcz, to zalewa pół Warszawy, tunele, metro, piwnice, katastrofa nie ominęła nawet nowo otwartego tunelu ( z wielkim hukiem i pompą )  po rocznym remoncie. Wróżką nie jestem, ale miałam obawy, że coś z tym tunelem jest nie tak. 

20 czerwca 2013

Ile razy jeszcze?

Ile razy można zmieniać swoje życie? W ciągu ostatnich  lat to będzie u mnie czwarta tak poważna zmiana w życiu, to trzecia zmiana miejsca pracy. Mam dość, chcę wreszcie osiąść na dooopie i doczekać do emerytury.
To prawda, rok temu podjęłam złą decyzję jeżeli chodzi o pracę, ale wtedy była to jedyna słuszna opcja, jedyna dla mnie dostępna, jak wtedy sądziłam.  I będąca efektem jeszcze poprzedniej, może nie do końca przemyślanej, podjętej pod wpływem  chwili?  emocji? leków na depresję, które wtedy łykałam? złudnej euforii? 
W każdym razie po raz kolejny staję na rozdrożu. I znów, niby przemyślałam, przeliczyłam, a jednak wciąż mam wątpliwości czy też nie popełniam błędu, czy zamiast opcji nr 1 nie była by lepsza opcja nr 2. A może powinnam jeszcze poczekać, szukać nadal, czekać na opcję nr 3? Albo nic nie zmieniać?
I jestem wściekła na ludzi, przez których zmuszona zostałam do podejmowania takich decyzji, do zmian, na które nie czekałam, które mną wstrząsnęły, zrujnowały mój ustabilizowany światek. Z niechęcią myślę że właściwie to wtedy na nic nie miałam wpływu, postawiono mnie przed faktami, kazano zaakceptować nieakceptowalne. Jestem wściekła że przesunięto mi wiek emerytalny, nie zapewniając miejsca pracy, na rząd, że wprowadził te zmiany gdy ludzie i młodzi i starsi nie mają pracy, gdy bezrobocie przekracza 25% ( chociaż GUS podaje 12-13).  Na tych, którzy doprowadzili do upadłości firmę, w której przepracowałam kilkanaście lat.
Teraz znów rozstrzyga się moja przyszłość, a ja stoję na rozdrożu, niepewna jutra. I nic teraz nie jest dla mnie ważne, moje pasje, zajęcia które tak lubiłam, odłożyłam na bok. Ja,która potrafiłam wstać godzin wcześniej lub zarywałam noce żeby zająć się tym co lubiłam.  A teraz  jedzenie ma posmak trawy, dzień nie sprawia radości, godziny wloką się niemiłosiernie. I żadnych perspektyw na lepsze. Najchętniej to bym zasnęła na dłużej, przeczekała nawałnicę i obudziła się już w lepszym świecie.
Gdyby to tak się dało...

9 maja 2013

Dziecko w autobusie

Wiem, temat stary i wciąż aktualny. Dziecko w autobusie, zwłaszcza małe, wymaga szczególnej uwagi. i wiem ze dziecku się ma prawo nudzić. Ale wkurza mnie, gdy matka czy babcia robią z tego dziecka małego bożka. Choćby fakt, że dziecko wchodząc do autobusu już wrzeszczy że musi usiąść, i to przy oknie, i nie tym siedzeniu tylko tamtym ( nie żartuję, na własne uszy słyszałam). Albo czy nie można tego dzieciaka wziąć i posadzić na swoich kolanach,  czy na pewno musi zajmować oddzielne miejsce, zwłaszcza gdy jest ciasno? Dziecko dwuletnie nie waży znów tak dużo. Albo przykład z dnia dzisiejszego: wózek ustawiony w należytym miejscu, przy oknie, tylko trochę na ukos.  Dziecka w wózku nie ma,  ono usadowione  na siedzeniu, mamusia spokojnie na drugim, no dobra, przy pętli nie ma tłoku. ale już dalej na trasie robi się ścisk, mamusia szczęśliwa gada przez telefon o d... maryni, a dziecko wierci się, klęka na tym siedzeniu, staje butkami, czasem zabłoconymi oczywiście. Na zwróconą uwagę że jest tłok, że ludzie starsi stoją, że nie powinno stawać butami, a w ogóle to powinno siedzieć w wózku, mamusia dała upust swojej złości do całego świata. "Przecież nie weźmie dziecka na kolana, bo dziecko też człowiek i ma prawo siedzieć jak każdy na siedzeniu, a w wózku mała nie lubi! a jak się komuś nie podoba, niech se jeździ taksówkami!". Dobrze że wychodziłam, bo chyba bym nie wytrzymała i włączyła się w pyskówkę z ta mamusią. Jak można być tak bezczelnym? Rozumiem że dziecko stać nie powinno, dla jego bezpieczeństwa, ale te wózki zajmują i tak dużo miejsca, to niech już w tym wózku siedzi i niech mamusia nie robi zamieszania. A jak przepełnione są autobusy, każdy chyba wie.
Kocham dzieci ale czasem mam ich dość, przede wszystkim w miejskiej komunikacji.  Taka babcia ledwo wchodzi do autobusu, dźwiga siatkę z zakupami, jeszcze plecak dzieciaka niesie, pod pachą jego kurtka,  drugą ręką trzyma dzieciaka, I co się dzieje? Ano ktoś ustępuje miejsca babci, a ona wnuczka siedmiolatka sadza i dalej trzyma te pakunki. Bo "on taki zmęczony jest, ze szkoły go wiozę."
Do dobra, kochajmy dzieci. Ale bez przesady, dziecko też człowiek i należy je traktować jak człowieka., nie jak bóstwo.

A w ogóle to witam obserwatorów, miło mi że zaglądacie . I dziękuję za komentarze.
Pozdrawiam :)

6 maja 2013

Śmieciowe rozważania :)

Dopadło i mnie, mam wybrać i zadeklarować czy chcę segregować śmieci i płacić mniej, czy nie segregować i płacić więcej. Chcę segregować.
"Oni"  powiesili na klatce regulamin segregacji :
- do jednego pojemnika wyrzucamy : papier, puszki metalowe, plastiki, opakowania po kosmetykach, butelki. Nie wyrzucamy butelek po oleju ( dlaczego?  i gdzie w takim razie?  ). Nie wiem co z pudełeczkami po kremach, po margarynach, konserwach - myć? w takim razie wzrośnie mi zużycie wody. Czy  wrzucać tam, gdzie te po oleju?
- do drugiego wyrzucamy szkło ( ale nie żarówki).
- do trzeciego idzie cała reszta. Pewnie tam trzeba wrzucać te nieszczęsne olejowe butelki.
Oczywiście elektrośmieci oraz duże gabaryty traktujemy jak zwykle, od lat, tego to chyba nie trzeba nikomu tłumaczyć. Nawet dla mnie to zrozumiałe, że baterie to gdzie indziej, a telewizory na szczęście zmieniam rzadko :)
Poczytałam sobie te instrukcje i przyszło mi do głowy, że takie sortowanie, to jakby nie sortowanie. Skoro razem wrzucę i papier i plastik i metalowe puszki, co to da? Przecież i tak ktoś będzie musiał znów tym się zająć. Znów sortować plastiki, metal, papier ( już rozmoczony, porwany, śmierdzący). 
A gdzie mam wrzucać szmaty, takie które nie nadają się do ponownego używania?
I kto będzie kontrolował czy segreguję? Kamery zamontują do pomieszczenia? A może klucz będzie u "dozorcy"? I co z workami, zwykle śmieci wyrzucam w workach. To wyrzucać luzem, a worek (przecież jest plastikowy!) do pierwszego kubła?
No i pozostaje sprawa odpowiedniego resortu, trzeba będzie powołać ministra od śmieci.A jak minister to kilku vice, no i kilkunastu dyrektorów, i całe gromady sekretarek, i kilka setek innych urzędników. Jeszcze jakiś gmach by się przydał, prawda? Czyli znów poleci kilka miliardów z dziurawego budżetu. Czy podwyższone opłaty będą w stanie pokryć koszty tego nowego resortu?
No, ale może kilku bezrobotnych się załapie na najniższe stanowiska?
A tak dobrze było, w końcu ani Warszawa ani inne miasta nie były zasypane śmieciami, jakoś to wszystko funkcjonowało, były śmieciowe firmy, wywoziły, można było wybrać tę najlepszą. A jak wybierze miasto ... aż się boję skutków. I jeszcze ta dowolność w ustalaniu opłat, w różnych regionach Polski inne, tam od osoby, tam od metrażu, a jeszcze gdzie indziej od zużytej wody.
Cyrk na kółkach. .....
Albo jedna wielka granda.

4 maja 2013

Było Święto Flagi.

No i okazało się że symbole narodowe już niewiele znaczą, że w Święto Flagi ważne są różowe baloniki i różowe okularki. No i oczywiście najważniejsza część uroczystości: ptaszysko z białej czekolady. Okularki rozumiem, niech naród choć przez chwilę przestanie widzieć rzeczywistość, baloniki dla dzieci, niech mają radochę, wszak dzieci to przyszłość narodu ( o ile nie wyjadą za chlebem). A ptaszysko? Kosztowny gadżet.
"Chcemy zachęcić rodaków do radosnego obchodzenia świąt i rocznic państwowych, będziemy przekonywać do okazywania naszego przywiązania do symboli narodowych" - przekonuje na stronach Polskiego Radia dyrektor Trójki Magda Jethon. "
To niech mi ktoś wytłumaczy, od kiedy symbolem narodowym są  różowe baloniki?
Żałosne.Nie rozumiem jak P.Prezydent mógł wziąć odział w tym cyrku.
Szukając informacji o dalszych losach ptaszyska, natrafiłam na taką rozmowę, warto posłuchać http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=FPMbLRWYR9U

30 kwietnia 2013

Prawo Kalego

Przypomniałam sobie, że w przyszłym tygodniu mam wizytę u lekarza, więc w te pędy poszłam zrobić badania, żeby zdążyć. No właśnie, we wtorek poszłam, przed tym długim "weekendem". Przychodnia przyszpitalna, ludzi dużo, policzyłam, może 30, 35 osób. Przeżyję ( pomyślałam). O moja naiwności, pewnie ze 100 innych odeszło "na chwilkę" i pojawiali się systematycznie w miarę upływu czasu. A ja spokojnie! stałam przez godzinę dokładnie w tym samym miejscu. Dla zabicia czasu wyciągnęłam telefon i układałam pasjansa, bo książki czytać się nie dało, taki był jazgot, pogaduszki o chorobach, operacjach, wątrobie, cukrzycy, zwyczajnie, jak to przed gabinetem.
Nagle zrobiło się dziwne zamieszanie, jakiś starszawy pan wszedł, rzekomo bez kolejki, co oburzyło jedną wiekową damę na tyle, że polazła przed drzwi i gdy facet wyszedł, wygarnęła mu co o tym myśli. Ale ją olał, mówiąc że ma prawo bez kolejki. No to w nią wstąpiło. Facet poszedł, a ona wszem i wobec ogłasza, że przecież też nie musi stać w kolejce, bo :
"bratowa jest ordynatorką piętro wyżej, no ale ona taka nie jest, poczeka jak wszyscy. A bratowa i tak jej załatwiła wizytę u lekarza, bo zwykle czeka się 7 miesięcy, a bratowa załatwiła za tydzień".
To nie wytrzymałam, miałam już dość jej gadania, mówię że "wykorzystywanie stanowiska przez bratową jest jeszcze bardziej nieuczciwe, niż wepchnięcie się bez kolejki do gabinetu" Pani wrzeszczy na mnie "jak można, przecież to zupełnie co innego, jak można porównywać chamstwo tego pana z załatwieniem wizyty,  a a w ogóle to bezczelna jestem". potem jeszcze krótka wymiana zdań między mną  a tą panią, ona sobie gadała do kolejkowiczów, obsmarowała mnie jak mogła, a ja wróciłam do pasjansa. Ale dzięki tej awanturze następne 45 minut upłynęło o wiele szybciej.
Dobrze że ja w stosownym wieku jestem, inaczej pewnie by mnie dama zabiła swoim jadem.
Zastanawiam się, czy uczciwe jest wykorzystywanie stanowiska, by komuś załatwić wizytę u specjalisty, a nieuczciwe jest wejście bez kolejki na pobranie krwi?
Kali ukraść to dobrze? Kalemu ukraść źle?

12 marca 2013

Nie lubię swiąt w tym roku



Zima nie odpuszcza, święta zapowiadają się nieciekawie, wręcz nienormalnie jak na ten czas.
Podobno klimat się zmienia.
Ale skoro te święta idą, to sobie pozwolę wstawić malutki przedsmak świątecznych dekoracji.

10 marca 2013

O co chodzi feministkom

Dzisiaj w kilku miastach odbyły się manifestacje feministek. Nie bywam, nie moje klimaty, nie znoszę feministek.
Feministki  miewają ciekawe hasła :
 "Równa praca - równa płaca". Z tym się akurat zgadzam, ale to nie rząd decyduje, ile mi pracodawca zapłaci.. Chociaż polityka rządu idzie w kierunku zwiększenia bezrobocia.
"Moje ciało - mój wybór. "? znaczy że czego chcą? bo nie rozumiem tekstu.Każda może ze swoim ciałem robić co chce. Tak samo jak każdy facet.
"Mniej księży - więcej księżniczek." - I znów, czego chcą? Ilość księży nie od rządu zależy, księdzem zostaje się z własnego wyboru, państwo nie ma tu nic do gadania, ani nakazu ani zakazu.
Księżniczką również zostaje się z własnego wyboru.
No, może nie każda księżniczką zostanie, te wrzeszczące na manifestacjach raczej nie są, nie ta klasa, nie ten poziom. A raczej brak klasy. I co mają do tego księża?
Kobietą jestem, ale tych głupich manifestów  nie popieram. Skoro się chce babom robić manifestacje, to znaczy że mają całkowitą wolność.I z nudów robią te swoje spędy. Albo z lenistwa, bo im się domem zajmować nie chce. 
I o co wam feministki chodzi?

9 marca 2013

Opinie blogowe

Miałam ostatnio trochę czasu, więc pobuszowałam w sieci, poczytałam blogi i fora o różnej tematyce, zapoznałam się z opiniami. Fajne rzeczy się dzieją na blogach, ciekawa tematyka, opinie, dzielenie się przeżyciami, historiami, poglądami. W większości piszą kobiety dojrzale, mądre i z przyjemnością się czyta, chciało by się zatrzymać tam na dłużej. Pośród tych  kilku czy kilkunastu postów mądrze napisanych nagle trafiam na tekst, który powala na kolana, jakby pisany przez kogoś zupełnie innego, niedojrzałego emocjonalnie. Mądra zdawało by się osoba pisze o tym, że pomimo tak wysokiego bezrobocia, podniesienia wieku emerytalnego, pomimo czekania latami na wizytę u lekarza, przekrętów i afer w sferach rządowych, owa blogerka pisze, że oczywiście znów zagłosuje na obecną rządzącą partię. Nawet to, że dzieci w Polsce są niedożywione, nieleczone, niedouczone, takiej pani to nie przeszkadza.Nawet to, że narzuca się nienormalne zachowania i wynaturzenia takie jak homoseksualizm, że się chce zalegalizować adopcję dzieci przez związki osób jednej płci i promuje się chore zachowania seksualne, nazwę wprost - zboczenia.
No wprost ręce opadają, że ludzie jeszcze są tak naiwni, że chcą popierać nadal to, co się obecnie w Polsce dzieje, że są tak zmanipulowani i ślepi.Żałosne.
Czasem myślę że te eposy na  cześć piszą ludzie zatrudnieni specjalnie w tym celu, bo nikt normalny by tego nie popierał.

28 lutego 2013

Na sen

Lubię ten stan gdy zapadam się w nicość, zawieszona między jawą a snem. Nic nie boli, nic nie przeszkadza, kłopoty przestają być ważne, odpływam szczęśliwa.
Zwykle mam problemy z zaśnięciem, od pewnego czasu wspomagam się tabletkami, bez nich już nie umiem zasnąć. Wieczorkiem biorę  1/4 tabletki, bo są silne. Ale czasem, gdy dopadają mnie złe myśli, to wtedy sprawę załatwia większa dawka. Kilka minut od połknięcia zasypiam, nie ma mnie, świat nie istnieje.
Na lepsze zaśnięcie dodatkowo włączam a-booka, a rano pamiętam tylko kilka pierwszych zdań, które usłyszałam.

5 lutego 2013

Nie jestem tolerancyjna

Nie daję przyzwolenia na legalizację homoseksualizmu i innych wynaturzeń.
Właśnie przeczytałam, że pielęgniarki mają zmienione podręczniki, że homoseksualizm jest w tych podręcznikach nazywany normą!!! Żałosne i kłamliwe nauczanie, sprzeczne z naturą. 
To ja się pytam, co normą już nie jest?
" W programach znalazły się elementy teorii gender. Głosi ona, że role i zachowania, odpowiednie dla mężczyzn i kobiet, są narzucone im przez społeczeństwo, a nie przez biologię."
Ludzie. Przecież to nie społeczeństwo wymyśliło że mamy płeć męską i żeńską, nie tylko u ssaków, że to właśnie samice rodzą dzieci.Owszem, dalsze zachowania wynikają z tych właśnie ról.
Czy normą jest współżycie dwóch osobników tej samej płci? A gdzie prokreacja w takim razie?
I niech mi tu nikt nie przywołuje sztucznych możliwości zapładniania, bo to jest właśnie sztuczne. Czyli wbrew naturze. A co wbrew naturze, jest chore.
Samce i samice mają odmienną budowę, dopiero razem tworzą parę,   wszelkie inne zestawienia prędzej czy później zemszczą się, o czym doskonale wiemy.
Zastanawiam się, dlaczego ktoś usilnie nam wmawia że normalne jest to co chore? Dlaczego i kto chce zalegalizowania chorych zachowań? I co będzie dalej?
W zasadzie to juz wiemy, następnie będzie możliwość adoptowania dzieci, czyli narzucania im chorego modelu związku. i wychowywanie kolejnych pokoleń o chorych zachowaniach. Nienormalnych zachowaniach i nawykach!
A co później? Najpierw legalizacja pedofilii czy może legalizacja związków ze zwierzętami?
Komuś bardzo zależy aby Polska była krajem ludzi chorych i zboczonych.
Bo chorymi łatwiej sterować. 

16 stycznia 2013

Moje zdanie na.....

Dziś trafiłam w necie na artykuł o bezrobociu, a właściwie o zasiłkach dla bezrobotnych. Z artykułu wynikało, że są zbyt wysokie. Już treść i sposób przedstawienia problemu wskazuje, iż jest to artykuł na zlecenie.
Że bezrobocie jest złą sprawą, każdy ucziwy człowiek wie. Że jest o wiele wyższe, niż podają to statystyki, też każdy myślący wie. Że statystyki są układane wedle życzenia pewnych grup ludzi, tak samo. Że kwota zasiłku dla pewnych grup bezrobotnych jest obelgą dla nich, choć muszą tę obelgę przyjąć, też każdy to wie i rozumie przyczyny.
Dlaczego ja tak uważam? Ano dlatego, że rząd mimo tak wysokiego bezrobocia nie robi nic, by zwiększyć ilość miejsc pracy. Że podnosi podatki, zwiększa obciążenia dla pracodawców, nie daje wsparcia tym, którzy chcą zacząć pracę na własny rachunek.Że podnosi wiek emerytalny (niezgodnie z konstytucją), gdy połowa osób powyżej 50 roku życia pracy nie ma, gdy młodzi wykształceni uciekają za granicę, gdy zaczyna brakować rzemieślników. Gdy zwyczajnie naród się starzeje, bo rodzi się coraz mniej dzieci.
Za bezrobocie całkowicie odpowiada rząd. Znaczy, powinien odpowiadać, ale rząd się tym nie przejmuje, przecież swoje pensje rząd bierze, w ich otoczeniu bezrobotnych nie ma (rzesze urzędników państwowych ciągle rosną, ciekawe skąd się ci urzędnicy biorą?).

Wracam do tematu. Sondaż brzmi:

Czy pośredniaki pomagają znaleźć pracę?

1)

2)




Możliwe cztery odpowiedzi, w tym dwie bardzo stronnicze. Nieważne wyniki sondażu . Chodzi o formułę, ten sondaż jest ułożony w taki sposób, by odpowiedzi były zgodne z oczekiwaniami zlecających. Jest stronniczy, bo zabrakło jednego, bardzo ważnego punktu:
 - to zależy od zaangażowania urzędnika i pomocy państwa.
Punkt dotyczący zaangażowania bezrobotnego, jakie sprytne posunięcie: nie ma pracy bo się bezrobotny nie starał, sam sobie winien. Po to właśnie była ta ankieta, żeby naiwniacy zobaczyli, jak to bezrobotny jest pazerny i niechętny pracować.
A po co w sondażach ostatnia opcja "nie mam zdania"? Jak ktoś nie na zdania, to się nie wypowiada, chyba jasne?