28 czerwca 2013

Idzie nowe....

Drugie, trzecie, czwarte? Już nie potrafię zliczyć ile razy zaczynałam od nowa. Więc postanowiłam, podjęłam decyzję, podpisałam umowę, niech będzie co ma być.

23 czerwca 2013

Burza

Dzisiejszej nocy przeszła nad moim domem burza i ulewa. Nie tylko nad moim domem zapewne, ale ja o sobie przecież piszę :)
Lubię burzę, lubię ulewę, gdy jestem w domu, we własnym łóżku, a zegar pokazuje że mam jeszcze kilka godzin snu przed sobą. Lubię te błyskawice i nawet nie muszę chować głowy pod kołdrę jak kiedyś, w dzieciństwie.
Popołudniową burzę lubię też  gdy siedzę filiżanką swojej kawy, z kawałkiem ciasta na deser.
Jakieś anomalie się teraz dzieją,  burza i ulewa robi więcej szkód niż kiedyś, jak już pada deszcz, to zalewa pół Warszawy, tunele, metro, piwnice, katastrofa nie ominęła nawet nowo otwartego tunelu ( z wielkim hukiem i pompą )  po rocznym remoncie. Wróżką nie jestem, ale miałam obawy, że coś z tym tunelem jest nie tak. 

20 czerwca 2013

Ile razy jeszcze?

Ile razy można zmieniać swoje życie? W ciągu ostatnich  lat to będzie u mnie czwarta tak poważna zmiana w życiu, to trzecia zmiana miejsca pracy. Mam dość, chcę wreszcie osiąść na dooopie i doczekać do emerytury.
To prawda, rok temu podjęłam złą decyzję jeżeli chodzi o pracę, ale wtedy była to jedyna słuszna opcja, jedyna dla mnie dostępna, jak wtedy sądziłam.  I będąca efektem jeszcze poprzedniej, może nie do końca przemyślanej, podjętej pod wpływem  chwili?  emocji? leków na depresję, które wtedy łykałam? złudnej euforii? 
W każdym razie po raz kolejny staję na rozdrożu. I znów, niby przemyślałam, przeliczyłam, a jednak wciąż mam wątpliwości czy też nie popełniam błędu, czy zamiast opcji nr 1 nie była by lepsza opcja nr 2. A może powinnam jeszcze poczekać, szukać nadal, czekać na opcję nr 3? Albo nic nie zmieniać?
I jestem wściekła na ludzi, przez których zmuszona zostałam do podejmowania takich decyzji, do zmian, na które nie czekałam, które mną wstrząsnęły, zrujnowały mój ustabilizowany światek. Z niechęcią myślę że właściwie to wtedy na nic nie miałam wpływu, postawiono mnie przed faktami, kazano zaakceptować nieakceptowalne. Jestem wściekła że przesunięto mi wiek emerytalny, nie zapewniając miejsca pracy, na rząd, że wprowadził te zmiany gdy ludzie i młodzi i starsi nie mają pracy, gdy bezrobocie przekracza 25% ( chociaż GUS podaje 12-13).  Na tych, którzy doprowadzili do upadłości firmę, w której przepracowałam kilkanaście lat.
Teraz znów rozstrzyga się moja przyszłość, a ja stoję na rozdrożu, niepewna jutra. I nic teraz nie jest dla mnie ważne, moje pasje, zajęcia które tak lubiłam, odłożyłam na bok. Ja,która potrafiłam wstać godzin wcześniej lub zarywałam noce żeby zająć się tym co lubiłam.  A teraz  jedzenie ma posmak trawy, dzień nie sprawia radości, godziny wloką się niemiłosiernie. I żadnych perspektyw na lepsze. Najchętniej to bym zasnęła na dłużej, przeczekała nawałnicę i obudziła się już w lepszym świecie.
Gdyby to tak się dało...