27 września 2013

Przerażające prawo do zabijania w Polsce.


Polskie prawo pozwala zabijać nienarodzone dzieci. Ba, nawet pozostawia morderców bezkarnych, bo działają w ramach oszczędności na leczenie chorych, w imię wygody matek, czy źle pojętej wolności osobistej kobiety.
Zastanawiam się, czy ci, którzy uchwalili takie prawo są jeszcze ludźmi czy już zwierzętami. Czym kieruje się kobieta, która skrobankę uważa za sposób na regulację urodzin, wrzeszczy  "mój brzuch, mam prawo robić z nim co chcę"? Brzuch i owszem, ale w brzuchu jest człowiek. Bo niby jak to jest według takiej morderczyni, w brzuchu to zbiór komórek , a za 5 minut,  po urodzeniu już dziecko?
Skoro kobieta daje zgadza się na współżycie, to dopuszcza możliwość zapłodnienia. Nie dopuszcza? To i faceta niech do siebie nie dopuści, nie zajdzie w ciążę.
I nie oszukujmy się, niewiele jest ciąż z gwałtów, więc ten argument nikogo rozumnego nie przekonuje. Poza tym, cóż winne jest dziecko spłodzone w ten sposób? Cóż winna ofiara? Ale dziecko musi mieć prawo do życia, a kobieta musi sobie jakoś poradzić, chociaż trauma po gwałcie zostaje do końca życia. Nawet rozumiem, że matka nie może tego dziecka pokochać,  nie chce przyjąć, odrzuca i nienawidzi. Szanuję ten ból.
Uważam mimo wszystko, że każdy ma prawo do życia, takie dziecko również.
Nie wolno zabijać nikogo. Od prawa do zabijania dzieci nienarodzonych, już krok do zabijania ludzi starych, chorych, ułomnych. Czy wprowadzimy ludobójstwo jak Hitler,dla czystości rasy?
A co dziwne, gdy wydarzy się tragedia, jakaś "matka" zabije noworodka, wyrzuci do śmietnika, czy jakiś ojciec zakatuje malucha, podnosi się ogromne larum, organizuje się marsze, protesty, woła o karę dla mordercy.Wtedy to  nawet te kobiety  po wielu skrobankach ujawniają niby ludzkie oburzenie, że niby są takie wrażliwe, rzucają słowa potępienia dla sprawców morderstwa. A na czym polega skrobanka? Dla zabicia sumień nazywa się to aborcją, nawet zdrobniale zabiegiem, przecież każdy wie że to, morderstwo, tym gorsze, że w majestacie prawa.
Jeśli ktoś popiera zabijanie nienarodzonych, jest potencjalnym mordercą. Jest zdolny zabić sąsiada bo za głośno słucha radia, , koleżankę bo jest ładniejsza,  matkę, ojca, urodzone już dzieci - bo przeszkadzają w wygodnym życiu.
Pozwolenie na zabijanie, oto czego się doczekaliśmy, jak kilkadziesiąt lat temu. Wniosek? A co na to rząd? Dziecko chore to obciążenie dla rodziny, to również niewielkie obciążenie dla budżetu, bo obecny rząd niewiele inwestuje w obywateli. I dla tych oszczędności zezwala się na mordowanie.

22 września 2013

Lecą z drzewa jak dawniej kasztany

To z dzisiejszego spaceru :)
Jesień wciąż jest piękna, jak co roku, nie da się zaprzeczyć. Uwielbiam kasztay i cieszę się gdy choć kilka znajdę w trawie.

Znów mnie nie było długo, obiecuję sobie że będę regularnie zaglądać, pisać komentować, ale zawsze są ważniejsze sprawy, pilniejsze zajęcia, w głowie mam myśl "pilnuj tego, z czego masz chleb, nie rozpraszaj się". No i pilnuję, zaniedbując siebie. Ale wciąż mam nadzieję że będzie lepiej, że wreszcie odpocznę od codziennych przykrości i przyziemnych kłopotów finansowych, że bez położę się wieczorem spać i bez obawy wstanę rano. Bez obawy o przyszłość.
Trzymając w ręku te kasztany czuję się lepiej, dają mi siłę. Bo przecież kasztany wydzielają dobrą energię.
Oczywiście można mieć w kieszeni dwa kasztany, kilka w domu. Ale nie cały worek, w nadmiarze mogą być szkodliwe.

15 września 2013

Czym jest dla mnie sen?

Przede wszystkim ma być normalnym stanem, odpoczynkiem, regeneracją. Ale tak nie jest. Jest ucieczką od rzeczywistości, ucieczką przed realnym światem, ucieczką od kłopotów.
Od Wielkiego Wybuchu śpię żeby zapomnieć. Żeby oderwać się od rzeczywistości, uciec. I dlatego łykam te nieszczęsne tabletki, zwykle najmniejszą dawkę, ale bywają dni że wzmacniam. I dobrze, to mi pozwala przespać w miarę nieprzerwanie te 7 czy 8 godzin. Ale bywają takie okresy, gdy tabletki pozwalają zasnąć na 12, 14 godzin, czasem 16, przespać cały ponury, beznadziejny dzień. Zwykle to jest w soboty, niedziele, gdy nie mam obowiązków, jestem sama, gdy  nic nie muszę. Budzę się, piję kawę, coś zjem, kładę się dalej. Żeby szybciej minęło, żeby wrócić do pracy, żeby nie myśleć. Wiem, wiem. Mam dużo pracy, mam też mnóstwo pomysłów, które czekają na zrealizowanie, teraz jest podobno najlepszy czas. Ale nie umiem przerwać koła obłędu, nie umiem wziąć się za coś większego, co by wymagało skupienia i uwagi, za projekt na długie dni, może tygodnie. Robię drobiazgi, bo łatwo je odłożyć na bok, wrócić do nich za kilka dni albo nawet wyrzucić, gdyby zmienił się zamysł, albo bym zapomniała pierwotnego planu. To prawda, pozwalam żeby dni przeciekały mi przez palce, by czas się spełniał, bez planów, bez nadziei, bez przyszłości. 
I jeszcze noce, tabletki biorę żeby zasnąć przed 22, a i tak meczę się do północy, czasem do pierwszej albo drugiej godziny. Tej nocy zasnęłam po drugiej, pomimo tabletki, a dzisiaj.... Wstałam po 9 godzinach, czuję się rozbita, senna, mimo to postaram się jakoś przetrzymać do obiadu.
Najgorzej jest wtedy, gdy narastają trudności, gdy przerasta mnie życie, daje kopa i spadam na twarz. Gdy wszystko idzie normalnie, i jak działam normalnie, wstaję z radością, z chęcią idę do pracy.
Plan na dziś: jakoś przetrwać do jutra. Z podkreśleniem słowa "jakoś".