5 października 2013

Plucie na zapas

Kilka dni temu WP dała przedruk artykułu z pewnej szmatławej gazety,  że pewna wdowa po senatorze PiS boi się. Bo ma dzieci z in vitro. I boi się złych słów, które MOŻE usłyszeć kiedyś w kościele. " Ja się teraz boję chodzić do kościoła. Szczególnie z dziećmi. Nie chcę, żeby usłyszały, że są dziećmi Frankensteina – mówi .... , wdowa po senatorze PiS ....., matka dwójki dzieci z in vitro, w rozmowie z "Newsweekiem". A na koniec taka podsumowanie "Choć przyznaje, że nigdy nie słyszała w kościele podobnych słów, obawia się, że kiedyś mogą one paść"
Ludzie.... ale to trzeba być wrednym, zakłamanym,  fałszywym człowiekiem, żeby tak szczuć. Ot, na wszelki wypadek. Bo może kiedyś coś ktoś.Nikt nigdy jej tego nie powiedział, ale ona się boi na zapas. Pluje na wszelki wypadek !!! I boi się tylko, że w kościele, a nie na ulicy, nie w szkole, nie od sąsiadów, nie od kuzynki czy swojego kochanka.
Dzięki niej każdy w Polsce się dowiedział, bo do tej pory było to tajemnicą, nawet nikogo baba to nie interesowała.  I to ona zafundowała swoim dzieciom ten ewentualny horror. I to ona szczeka na cały świat, nikt inny.
Dziwne,  że w ogóle nie boi się wychodzić z domu. Przecież też może jej się coś stać, gołąb nasrać, albo doniczka zlecieć z ósmego piętra, albo może wpaść do wykopu albo .... W ogóle to się dziwię że nie boi się pić wody, przecież też może ktoś zatruć, że nie boi się oddychać,  powietrze jest śmierdzące i zatrute,  albo że nie boi się swoich sąsiadów, przecież jest prawdopodobieństwo że któremuś odbije.
Dziwne że nie boi się wypuścić dzieci z domu, wysłać do szkoły czy przedszkola. Przecież do końca życia one będą narażone na kontakty z inny ludźmi. Ale baba boi się tylko słów, które ew. może usłyszeć w kościele.
Znam osoby nie związane z kościołem, niektórzy są  nawet nieprzychylni księżom,  ale również też są przeciwnikami in vitro.Czy oni są zdolni nazwać jej dzieci potworami?Sądzę nikt by tak nie nazwał.

Dla mnie jest dziwne to co baba opowiada, bo nigdy nie słyszałam nic złego na temat tych dzieci w kościele, jeśli już, to o moralnych wątpliwościach co do metody, a to jest zasadnicza różnica.
Co dziwniejsze, określenie "dzieci  Frankensteina" spotkałam kilka razy, ale słowa te padały tylko od tych, co zwalczają kościół w Polsce. No i teraz ta "mama" nazwała tak swoje dzieci. Po co? Dla własnego rozgłosu? Dla szkalowania?
Jak można nam, katolikom wkładać w usta słowa, których nie wypowiadamy? Że raz kiedyś jakiś człowiek powiedział? Ktoś nieodpowiedzialny powiedział, po co rozpowszechniać? 
Ba, to nie daje prawa tej matce by tak nazywać własne dzieci.
I jeszcze mnie dziwi, po co ona chce chodzić do kościoła??? Przecież nie ufa księżom, kościoła nienawidzi, a Boga ma za nic.No po co ona chce tam iść????
Ile ta mamuśka dostała za wywiad? Bo przecież nie opluwała by własnych dzieci za darmo, prawda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz